Karkonosze – trening (dzień pierwszy)

W ostatni weekend kwietnia ruszyliśmy na szlak w celu sprawdzenia sprzętu. Plan był prosty:

a/ samochodem do Szklarskiej Poręby;

b/ podejście do schroniska  na Szrenicy; tam wschód słońca w oparach mgły i chmur unoszących się w dolinach;

c/ następnie przejście granią do schroniska Dom Śląski pod Śnieżką;

d/ wschód na Śnieżce i zejście do Karpacza, skąd samochodem powrót do Poznania.

Taką samą drogę przebyłem przygotowując się do wyprawy w Himalaje. Sama trasa potrafi dać w kość z ciężkim plecakiem i o to głównie chodziło.

Dzień pierwszy – piątek

Zapakowaliśmy się prawie tak jak na wyprawę. Był więc namiot, wyposażenie kuchni „polowej”, ubrania, sprzęt foto i szereg innych drobiazgów. „Prawie” robi jednak różnicę. Bez tego „prawie” mój plecak ze statywem ważył już 23 kg. Do tego musi dojść jeszcze jedzenie (racji miałem jedynie na trzy dni) oraz kilkadziesiąt rolek slajdów. U Adama było podobnie. Zapowiadała się ciężka harówka na szlaku. Pewnym pocieszeniem była pogoda, która zapowiadała się dobrze. Miały być mgły i różne takie fotogeniczne zjawiska. Wagę bagażu mieliśmy sobie zatem zrekompensować pięknymi widokami. Zupełnie jak na Grenlandii :-).

Góry nocą

W Szklarskiej Porębie wylądowaliśmy ok. 19. Jeszcze pożegnanie z Żoną i Synkiem i ruszamy czarnym szlakiem do schroniska Kamieńczyk, przy wodospadzie – jakże by inaczej – Kamieńczyk. Gdzieś tam w górze właśnie zachodzi Słońce i horyzont mieni się różnymi odcieniami różu. Po przeciwległej stronie nieba coraz ciemniejszy niebieski kolor zapowiada zbliżającą się noc.  Wokół jest coraz ciszej. Tę ciszę przerywamy oczywiście my człapiąc sobie do góry i posapując z lekka. Jak wiadomo, najgorszy odcinek to podejście pod wodospad Kamieńczyk, później przez pewien czas jest już tylko gorzej.  No ale przecież nie muszę tego mówić na głos – lepiej powiedzieć, że za nami właśnie najgorszy odcinek :-). Idziemy sprawnie – jeszcze nie czujemy tak mocno ciężaru. Po dokładnie 2 godzinach siadamy przy schronisku na Hali Szrenickiej. Noc już zapadła, księżyc oświetla nam jednak drogę na tyle, że nie musimy używać czołówek. W oddali majaczą światła schroniska na Szrenicy – naszego celu na tę noc.

Adam w drodze do schroniska (© Łukasz Kuczkowski)

Przed nami kolejne 20 minut podejścia. Pojawia się zmarznięty śnieg i nie idzie się wcale lepiej. Sił dodaje nam wizja zimnego piwa i ciepłego jedzenia na miejscu w schronisku. Szefowa schroniska była wobec nas tak miła, że zrealizowała oba marzenia: i zimne piwo i ciepły posiłek pomimo zamknięcia bufetu. Jeszcze raz bardzo dziękujemy! Na razie wszystko działa jak w zegarku. Jeszcze trochę „Polaków wieczorne rozmowy” zakłócone przez Pana Niestroniącego Od Alkoholu i spać. Pobudka o 4.30 na wschód (i trochę wcześniejszych niebieskości).

c.d.n.  :-)

Łukasz