BAZA NA WZGÓRZU 686 (TREKKING)
Wersja Łukasza
No i stało się. Adam nas nie obudził. Ja wstałem o 6 rano sam i wszystko u moich stóp było przykryte chmurami. Widok był fantastyczny, ale na pewno wyglądało to o niebo piękniej o wschodzie słońca. A tak, słońce już było wysoko i była przysłowiowa d…a. Ależ byłem zły. Posiedziałem sobie z godzinę kontemplując widoki. Dokumentalnie nawet pstryknąłem kilka zdjęć. Ale to nie było to. Najlepszy jak na razie wschód przeszedł mi koło nosa.
Kiedy Adam się obudził zastanawiamy się co robić. Chmury się cofnęły, ale ciągle są widoczne na horyzoncie nad morzem. Może przyjdą jutro jeszcze raz. Ślęczą nad mapą i rozważam wszelkie możliwości. Decydujemy się ostatecznie zostać jeszcze jeden dzień na miejscu. Co prawda kolejnego dnia będziemy musieli przejść cały szlak obliczony na dwa dni, ale trudno. Z mapy wynika bowiem, że jeśli wyjdziemy dzisiaj w kolejnej bazie nie będziemy mieli tak szerokich widoków. Szczególnie, że będziemy niżej niż otaczające nas góry. Tak więc postanawiamy zaryzykować i poczekać na chmury. A nuż przyjdą. To wtedy nam wszystko wynagrodzą.
Powyższe oznacza jednak cały dzień w tym samym miejscu. Wieje trochę nudą. Wszystkie obowiązkowe czynności wydłużamy do granic możliwości. Idziemy znów po wodę. Nie smakuje nam jednak zbyt dobrze i nie czujemy się po niej najlepiej. Jakoś nie chce mi się robić krótkich czy dłuższych wycieczek. Chociaż można byłoby się w sumie przejść i poszukać innych kadrów. Ale jakoś czuję się rozleniwiony.
Od czasu do czasu monotonię przerywa przelatujący helikopter. Najwidoczniej coś budują niedaleko, na szczycie wzgórz. Nie potrafię sobie bowiem wytłumaczyć inaczej tych lotów.
Tak nam mija cały dzień. Wschód nie robi na nas wrażenia. Kładziemy się zatem spać nastawiając dwie komórki i dwa zegarki na godzinę przed wschodem. Trzymam kciuki za powodzenie!