Lot helikopterem z Qaqortoq do Nanortalik był przygodą samą w sobie, gdyż startowaliśmy i lądowaliśmy w totalnej mgle. Brawa dla pilotów z AirGreenland!
Nanortalik poza mgłą przywitał nas piękną pogodą. Po dopełnieniu niezbędnych formalności i krótkim szkoleniu z obsługi naszej małej łodzi byliśmy gotowi na kolejne wyzwania.
Z racji swoich żeglarskich doświadczeń zostałem kapitanem naszego Zodiaka, a Adam – nawigatorem :-). Przed nami 70 km fiordu z górami wznoszącymi się na 2km od podnóży samego fiordu. Ruszyliśmy. Trzeba dodać, ze nasz mały Zodiak był naprawdę mały i nie przypominał pełnomorskiej jednostki, którą spodziewaliśmy się ujrzeć po przylocie :-).
Początki nie były łatwe.U wejścia do fiordu fale były całkiem całkiem i istniała duża szansa na to, ze wedrą się do naszej małej łódki. W pewnym momencie były wyżej niż my. W przypadku wypadnięcia z łodzi dalsze życie skraca się do 5 minut i w zasadzie nie ma możliwości ratunku, gdyż nie jest to uczęszczany szlak. Pomni tej przestrogi (były to pierwsze słowa wypowiedziane przy wypożyczaniu nam naszej łódki) skierowaliśmy się czym prędzej do malej zatoczki, gdzie założyliśmy bazę na pierwszy dzień.
Kolejne cztery dni spędzaliśmy eksplorując fiord i położone tam góry. Dotarliśmy do czoła lodowca, wpinaliśmy się po stromych zboczach gór, pływaliśmy naszym małym Zodiakiem, który otrzymał imię „Szalona Daisy”.
Fiord, wespół z wysokimi strzelistymi szczytami, robi niesamowite wrażenie. Raj dla wspinaczy (spotkaliśmy raptem 4 na 70km odcinku).
W drodze powrotnej mgła spowodowała, ze straciliśmy trochę orientację. Udało nam się jednak za pomocą gps dotrzeć z powrotem do portu.
Poniżej kilka poglądowych zdjęć – oczywiście znowu obróbka na jpegach i w InfraView ;-(:
Helicopter flight from Qaqortoq to Nanortalik was an adventure in itself, since we took off and landed in a total fog. Bravo for the AirGreenland pilots!
Nanortalik beyond the mist greeted us with beautiful weather. After completion of necessary formalities and short training on the usage of our small boat we were ready for another challenge.
Because of my sailing experience, I was the captain of our Zodiac, and Adam – navigator :-). Before us – 70 km fjord with mountains ascending to 2km from the foot of the fjord. We set off. I should add that our small Zodiac was really small and did not resemble seagoing unit, which we expected to see upon arrival :-).
The entrance to the fjord was not an easy task. The waves were quite big and there was a good chance that they would cover our small boat. In one moment they were higher than we. Being thrown out of the boat reduced the life to 5 minutes, and in principle there was no possibility of rescue, because it was not a busy sea trail. Mindful of the warnings (the warning was the first sentence spoken to us when we were hiring our boat) we quickly headed to a small cove, where we established a base for the first day.
The next four days we spent exploring the fjord and mountains located there. We reached the front of the glacier, climbed up the steep slopes of the mountains, travel with our small Zodiac, which received the name „Crazy Daisy”.
Fiord, together with high peaks, makes a big impression. A paradise for rock climbers (we met only four at the 70km fjord).
On the way back we lost a little bit of orientation in the dense fog. Fortunately using GPS to were able to get back to our port.
Here are a few photographs – of course again post processed in IfranView on jpegs ;-(:
Bardzo ciekawie. Chociaż nie wpisuję się dość często to jednak cały czas śledzę wasze poczynania. Czekam na dalszą relację z wyprawy i życzę powodzenia!