Dzień dwudziesty piąty

ATAA (kajaki)

Wersja Łukasza

Nie zasnęliśmy jeszcze, gdy słyszę jakieś chrobotanie. Coś jest w pobliżu i dobiera się do naszego jedzenia. Rozsuwam zamek i widzę małego, brązowego lisa polarnego oddalającego się od naszego namiotu. Spłoszyliśmy go naszą rozmową. Ale po chwili lisek wraca i manifestując swoją odwagę maszeruje niedaleko naszego namiotu. Po kilkudziesięciu sekundach niknie za pobliskim pagórkiem. Może się tak na niego zaczaić z aparatem? Tym razem idziemy spać. Nie mamy siły.

Wita nas słońce przebijające się przez chmury. Wstaliśmy późno bo i tak dzisiaj nigdzie nie płyniemy. Znowu powtarzają się rytuały z dnia poprzedniego. Topienie lodu, jedzenie. Postanawiam się jednak wykąpać, bo po raz ostatni kąpałem się cały w Nuuk. Gotuję sobie zatem dwie menażki wody, dodaję lód i dalej. Sprawia mi to wielką przyjemność. Wreszcie czuję się czysty. Dodatkowo robię pranie bielizny i skarpet co dopełnia moje czyścicielskie zapędy. Prawie jak w domu :-).

Tak nam mija popołudnie.

Wreszcie się zbieramy i idziemy na odległy półwysep mając nadzieję, że będziemy bliżej lodowca i zmienimy kąt do zdjęć.

Droga jest długa – zajmuje nam około 2h w jedną stronę. Nie ma ścieżki – sami musimy sobie wyznaczać trasę. Przy brzegu lód dosyć szybko się przemieszcza – rzeczywiście prądy są tutaj bardzo silne. Sytuacja lodowa ciągle się zmienia – czasami powstają korytarze wolne od lodu.

Szybko się rozdzielamy i każdy z nas idzie swoim tempem i torem. Wypatruję fajną, małą plażę i trochę skuszony lodem do ssania schodzę na nią. Od razu w głowie powstaje szereg kadrów i zabieram się za fotografowanie. Lubię fotografować w samotności (jeśli chodzi o sam akt!). Po około 2h docieramy wreszcie do celu. Mamy jeszcze sporo czasu, ale zaplanowaliśmy tu też nasz obiad stąd tachaliśmy garnki i palnik ze sobą. Postanawiamy jednak dać sobie jeszcze trochę luzu. Jeśli teraz zjemy to później będzie głód. W oddali połyskuje czoło lodowca. Od czasu do czasu coś się od niego odrywa i z hukiem wpada do wody. Bardziej to jednak słyszymy niż widzimy, bo ciągle jeszcze jesteśmy trochę za daleko.

Tak mija nam godzina. Zabieramy się za obiad. Znowu to suche jedzenie! Mam już go po dziurki w nosie. Z chęcią nie będę go tykał przez następne 2 lata. Dopełnieniem obiadu jest oczywiście herbata. Mamy jeszcze kilka torebek z Nuuk i mają one dla nas ogromną wartość. Takie małe rzeczy, a jak cieszą.

Siedzimy sobie na kamieniach wyszlifowanych przez fale. Są idealnie gładkie. Trwa przypływ i coraz więcej ich znika pod powierzchnią wody. A woda znów turkusowa. Tylko wszędobylski lód otrzeźwia i informuje, że coś musi być nie tak z temperaturą tej wody. Ach, znowu chciałbym się wykąpać.

Zaczynamy intensywnie fotografować. W oddali pojawia się kuter. Adam kręci Nikonem film i wychodzi bardzo fajnie. Chyba polują na foki, bo jakoś tak dziwnie płyną.

Jesteśmy trochę rozczarowani lodowcem – myśleliśmy że będziemy jednak znacznie bliżej jego czoła. Wracamy. Droga o dziwo wcale się nie dłuży. W międzyczasie nadchodzą chmury, które przykrywają niebo kołderką. Światło gaśnie, a słońce wraz z nim. Robi się zimniej i bardziej mrocznie. A my sami z przyrodą, wokół nie ma żywego ducha. Nocne Polaków rozmowy trwają w nieskończoność. Wreszcie czas pójść spać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *